„Niebo we śnie” omijałam dość długo, trochę przestraszona
zapowiedzią onirycznej narracji. Nie że nie lubię onirycznych książek, ale
zazwyczaj kończy się tak, że nic nie rozumiem. Tu zresztą było podobnie, ale mi
to nie przeszkadzało.
Ten niewielki zbiorek zawiera dwa opowiadania – „Wojnę
smoków” oraz tytułowe „Niebo we śnie”. Wstęp nakreśla tło historyczne, na jakim
należałoby je odczytywać, stwierdziłam jednak, że moja wiedza na temat Korei
jest na tyle mała, że po prostu sprawdzę, na ile książka spodoba mi się bez tej
wiedzy. W przypadku „Wojny smoków” jak najbardziej zadziałało. Historia o
Niebiosach, które rozpaczliwie próbują bronić się przed nadchodzącym upadkiem,
wciąga i fascynuje. Obok smoka Miri pojawia się jego brat – Dragon, obok Króla
Niebios – Jezus i święty Paweł. Nawet bez drugiego dna ta szalona historia,
która brzmi trochę jak klasyczna legenda w stylu chińskiej Księgi Gór i Mórz, a
trochę jak absurdalne fantasy, naprawdę zapada w pamięć. A tło historyczne i
wieloznaczność tylko dodaje jej wartości.
Drugie opowiadanie było znacznie trudniejsze w lekturze.
Główny bohater, Hannom („Jeden człowiek”), niczym bohater „Boskiej Komedii”
przemierza świat od niebios aż po piekło. Spotyka mnóstwo postaci, zarówno
legendarnych, jak i historycznych, a sceneria zmienia się jak, nomen omen, we
śnie. Tutaj faktycznie przydałaby się znajomość historii Korei, bo bez tego tła
ciężko się połapać w tym, co się dzieje.
Wielkie gratulacje dla tłumaczek – Klaudii Ciurki i Anna
Fukunagi – bo przełożenie tak dziwnego i trudnego tekstu po prostu nie mogło
być łatwe: mnóstwo nawiązań, nazwisk, faktów. Trochę zgrzytał mi odwrócony szyk
imienia i nazwiska w przypadku Chińczyków (deklinacja faktycznie nie jest
znormalizowana, ale taki szyk się raczej nie zdarza), jednak ogólny styl jest
bardzo przystępny.
Komentarze
Prześlij komentarz