„Brudne sprawki wujaszka Hana” Aleksandry Bednarskiej to książka
na którą czekałam, po czym długo nie mogłam się do niej zabrać, a gdy już
zaczęłam, nie mogłam się oderwać. Przeczytałam całość w dwa dni (co przy dwóch
pracach i pisaniu zaległych artykułów naprawdę nie jest takie proste), po czym
znów długo nie mogłam zabrać się do napisania paru słów.
Kilka z zawartych tu opowiadań czytałam już wcześniej
(niektóre nawet noszą ślady moich drobnych i mniej drobnych sugestii), myślałam
więc, że nic mnie nie zaskoczy. Znam styl pisania autorki, znam klimat jej
opowiadań, znam to uniwersum. Ale gdy siadłam do pierwszego tekstu – „Leć i o
drogę nie pytaj”, wsiąkłam zupełnie w rewelacyjnie oddany klimat Hongkongu.
Odnalazłam tu atmosferę filmów Fruit Chana (Fruita?) pomieszaną ze świetnie
opisaną koncepcją chińskiego piekła (jeśli ktoś z was grał w „Atlantis 2”, to
poczujecie się jak w domu). Kolejne opowiadania zabierają nas do innych części
Azji: do Singapuru, Malezji, Indonezji, na Tajwan. Wszystkie te miejsca są nie
tylko solidnie i sumiennie odmalowane, ale i pełne lokalnych zapachów, smaków,
nawet w dialogach pojawiają się miejscowe maniery wypowiedzi. Dzięki temu
miejsce akcji jest tu nie tylko egzotycznym entoureage’m, ale i kolejnym,
pełnoprawnym bohaterem. Opowiadania różnią się nie tylko umiejscowieniem
fabuły, ale i klimatem oraz gatunkiem. Mamy tu teksty podchodzące bardziej po
horror („Raz-dwa, raz-dwa”, „Tamten raz w Kentingu”), zmysłowy erotyk z
dreszczykiem („Zjedz mnie i wypij”), subtelną i liryczną wręcz przypowieść
(„Dwie legendy o głodnej ziemi”). Każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie,
chociaż zapewne nie wszystkie przypadną do gustu tak samo.
Co najważniejsze, „Brudne sprawki wujaszka Hana” to jest
właśnie to, czego na polskim rynku dziś brakuje. Książka, która – jak ogry! –
ma warstwy. Na poziomie czysto rozrywkowym mamy sprawnie skonstruowaną fabułę i
wiarygodnych bohaterów, co zapewni nam kilka godzin zwykłej, czytelniczej
przyjemności. Na poziomie merytorycznym – mnóstwo nawiązań do kultury,
historii, religii, przesądów, legend miejskich, które z kolei mogą stanowić dla
nas furtkę do nowej, ciekawej wiedzy. Masakra w Batang Kali, chińskie piekło,
las noży, rozmaite demony i duchy. Może od tego zacznie się wasza przygoda z
Azją? No i psychologia bohaterów. Własna recenzja daje prawo do odjechania w
dygresje i ponarzekania, więc z tej opcji skorzystam. Mam wrażenie, że obecnie
w literaturze, zwłaszcza polskiej, rozjechały się dwie sfery: fabuła i
psychologia. Mamy dziesiątki kryminałów z wartką akcją, ale mało pogłębionymi,
stereotypowymi bohaterami i kolejne dziesiątki książek, które opierają się
tylko i wyłącznie na pisaniu emocjami, o problemach i traumach
autora-narratora. Tutaj następuje ponowna fuzja tych sfer. Bohaterowie mają
swoje uczucia, przemyślenia, motywy, dzięki temu łatwiej się z nimi utożsamić,
polubić ich lub znienawidzić. Niosąc na plecach własny bagaż doświadczeń, muszą
zmierzyć się z siłami, które nie zawsze rozumieją. Gdzieś w tle zawsze przemyka
tajemniczy Wujaszek Han i jego niepokojący mrożonkowy biznes. Kim jest? Nie
wiemy. A czy musimy wiedzieć?
Czuję wręcz lekki żal, że solidny research autorki
niekoniecznie zostanie doceniony. Ja również skończyłam sinologię, dodatkowo
jeszcze japonistykę, żywo interesuję się Azją, piszę na jej temat do prasy i
ciągle pogłębiam swoją wiedzę, a mimo to nie udaje mi się wyłapać wszystkich
nawiązań. Możliwe więc, że czytelnik spoza „azjatyckiej bańki” pewne
rozwiązania uzna za dziwne, nielogiczne, albo po prostu nie zwróci na nie
uwagi. Miejmy jednak nadzieję, że będzie się dobrze bawił przy warstwie
fabularnej.
Podsumowując: czytajcie „Brudne sprawki wujaszka Hana”. Bardzo
dobra, inteligentna rozrywka to coś, czego w dzisiejszych czasach dramatycznie
nam brakuje.
AW
Komentarze
Prześlij komentarz