Michał Śmielak nie zwalnia, a równocześnie zwalnia tempo.
Nie zwalnia, jeśli chodzi o pisanie – to już czwarta książka w ciągu zaledwie
roku – zwalnia za to tempo opowiadania. Po sensacyjnym i dynamicznym „Inkwizytorze”
powraca do klimatów bliższych „Wnykom”. Wioska w górach, morderstwa, tajemnice małej społeczności… Zapraszamy
do Pomruku.
Stanisław Stadnicki, król półświatka i szara eminencja sceny
politycznej, po doświadczeniu osobistej tragedii rzuca wszystko i wyjeżdża w
Bieszczady. Chce zerwać z przeszłością, schować się przed całym światem i po prostu
żyć w spokoju. Już w tym momencie możemy być pewni, że mu się to nie uda.
Pewnego dnia w lesie natrafia na ciało młodej dziewczyny. Okazuje się, że była wysłanniczką
z jego poprzedniego życia. Kto ją zabił? Wałęsający się nocą po wiosce Bies? Grześ
Wieżtyca, który wiele lat temu zamordował narzeczoną i uciekł w las? Co z tym
wspólnego ma miejscowy włóczęga Diduch, tajemnicza pisarka, sąsiadka Stacha, oraz
jego przyjaciele – policjant Waldek Jaroszek i weterynarz Monika Kania?
Jeśli nazwisko Stanisław Stadnicki wydaje się wam znajome i takie
jakieś szlacheckie, to macie rację. To zresztą nie jedyne znaczące nazwisko w
bieszczadzkiej wsi Pomruk. Autor bawi się zresztą nie tylko nawiązaniami
kulturowymi i historycznymi, przytacza też wątki ze swoich pozostałych powieści
oraz… postać detektywa Piotra Kościelnego.
Jak już wspomniałam, „Pomrukowi” dużo bliżej do „Wnyków” niż
dwutomowego cyklu o Inkwizytorze. Akcja z początku toczy się leniwie, główny
bohater snuje się po wsi, próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o miejscowych tajemnicach,
ale raczej powoli i spokojnie. To nie intensywne śledztwo. Nie intryga jest tu
najważniejsza, ale właśnie atmosfera. Duszna, niepokojąca. Przerażająca jak
kroki Biesa pod oknem w nocy, ale nie wprost – nie wywołuje krzyku i spięcia
mięśni do ataku, ale chęć ukrycia się pod kołdrą i zastygnięcia tam nieruchomo.
Rozwiązania jednej z zagadek domyśliłam się w połowie
lektury. Nie jest to jednak zarzut. Wręcz przeciwnie, powieść wciąga jeszcze
bardziej, gdy kogoś podejrzewamy i spodziewamy się, że w każdej chwili może
zrobić cos nieprzewidzianego… Tendencja do twistów w rodzaju „ojej, najmniej
podejrzewana osoba jest winna!” jest obecnie tak duża, że nie tęsknię za takimi
rozwiązaniami. Napięcie zresztą
towarzyszy nam przez cały czas. Nie dzieje się nic strasznego (przynajmniej na
początku), ale mimo to skóra cierpnie. W każdy, nawet luźny i dowcipny dialog,
wkrada się niepokój. W każdej chwili coś może się stać. Nikt nie jest
bezpieczny. Stadnickiemu do końca nie ufałam. Czy można zaufać komuś, kto
dostał nazwisko po człowieku znanym jako Diabeł?
Czego mogłoby być więcej? Uwaga, oto historyczna chwila. Opisów
przyrody. Być może jest to kwestia słuchania audiobooka, ale nie udało mi się odbudować
w wyobraźni Pomruku ze wszystkimi szczegółami. Chciałabym trochę bardziej poczuć
klimat Bieszczadów, zapach lasu, kolory drzew. Jest to oczywiście moja
subiektywna opinia. Zapewne sporo czytelników ucieszy się, że nie będą skazani
na roztrząsanie dylematu, jak pachnie górskie lato, skoro sięgnęli po thriller.
Podsumowując, „Pomruk” zajmuje w moim prywatnym rankingu
powieści Michała Śmielaka drugie miejsce, zaraz za „Wnykami”. Mam nadzieję, że
kontynuacje obu powieści przebiją swoje pierwsze części. Tymczasem o losach
Stacha polecam słuchać, ewentualnie czytać, podczas spaceru po lesie.
Komentarze
Prześlij komentarz