Czy sushi w czeskim PKP jest prawdziwym sushi? (Nawet, jeśli
nie, to na pewno polecam ciasta – wspaniałe i tanie! Pozdrawiam RegioJet!)
Pamiętam, kiedy pracowałam w Bibliotece Narodowej i okazało
się, że w zbiorach posiadamy drzeworyt podpisany imieniem Hokusai’a – jednego z
najbardziej znanych japońskich twórców ukiyoe, autora słynnej „Wielkiej Fali z
Kanagawie”. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy to autentyczne, XIX-wieczne dzieło artysty.
Wtedy pierwszy raz przyszło mi na myśl, że skoro tworzenie drzeworytów polega
na odciskaniu obrazów na papierze, to czym właściwie będzie „oryginalny Hokusai”?
W sumie do tej pory nie wiem. A kwestia „prawdziwości” i „fałszu” jest o wiele bardziej
złożona, niż mogłoby się wydawać.
Wbrew temu, co może sugerować okładka i podtytuł, książka
Lydii Pyne nie dotyczy jednak tylko fałszowania sztuki. Podejmuje znaczenie
szersze tematy: czy identyczna rzecz, ale wytworzona przez człowieka zamiast
siłami natury jest prawdziwa czy „fałszywa”? Co z tego, co oglądamy na ekranie
jest prawdą, a co kłamstwem? I czy w imię innych wartości, np. by zwiększyć potencjał
edukacyjny, mamy prawo do oszustwa? Czy skoro aromat identyczny z naturalnym
jest faktycznie identyczny, to jakie ma znaczenie, że nie jest naturalny? Co w
ogóle oznacza „naturalny” albo „prawdziwy?
Autorka, zajmująca się naukowo historią nauki i kultury
materialnej, opisuje kilka przykładów z różnych dziedzin życia i zastanawia
się, co jak właściwie odróżnić „prawdziwe” od „fałszywego” i co to znaczy w
dzisiejszym świecie. Porusza się zarówno w granicach zapewne naturalnych dla
naukowca swojej specjalizacji (fałszowane listy Szekspira, majański Kodeks
Grolier, stylizowane na średniowieczne obrazy Hiszpańskiego Fałszerza) ale i
zupełnie innych obszarach – opisuje np. produkcję sztucznych diamentów (czy
diament identyczny z tym wytworzonym przez naturę, ale powstały z masła orzechowego,
nie zasługuje na miano „prawdziwego”?) i filmy przyrodnicze, które…
niekoniecznie pokazują faktycznie to, co dzieje się w naturalnym środowisku
zwierząt. Dlaczego? Chociażby dlatego, że byłoby to zwyczajnie nudne. Albo dlatego,
że miałoby to zdecydowanie mniejszą wartość poznawczą dla oglądających, niż
zainscenizowanie danej sytuacji.
„Prawidzwe
fałszerstwa” nie są książką łatwą w odbiorze. Jest tu mnóstwo faktów, w
większości – przynajmniej mi – nieznanych, więc lektura wymaga dużo skupienia i
czasu na przyswojenie informacji. Jest to jednak temat bardzo ciekawy, zapewne
nie do rozstrzygnięcia w pewnych przypadkach, ale warto się w niego zagłębić. Osoby
mającym alergię na słowo „sztuka” zapewniam: są też szkielety wielorybów,
gatunki bananów i żelki o smaku wymiocin!
AW
Komentarze
Prześlij komentarz