"Szklany hotel": Upadek imperium



Przyznam, że nie kojarzę bestsellera autorki „Szklanego hotelu”, Emily St. John Mandel, a po jej powieść sięgnęłam zachęcona opisem na okładce i sympatią do wydawnictwa. Jak oceniam to spotkanie? Można by użyć słowa-klucza: to skomplikowane.

Wbrew sugestii w zarysie fabuły, wątek fikcyjnego małżeństwa kelnerki z tytułowego hotelu, Vincent, z milionerem Jonathanem Alkaitisem to nie główna oś akcji, ale jeden z bardzo wielu wątków. Historia opowiadana przez Mandel właściwie nie ma głównego bohatera. Oglądamy świat na zmianę z perspektywy Paula, przyrodniego brata Vincent, niej samej, Alkaitisa, Waltera, zarządcy hotelu, malarki Olivii, inwestora Leona i kilkorga innych, bardziej drugoplanowych postaci. Opowieść jest rozciągnięta na wiele lat - od końca lat 90 aż po 2029 rok (ani słowa o pandemii, optymistycznie!). Z początku akcja toczy się leniwie, powoli poznajemy bohaterów, których drogi przetną się w luksusowym hotelu w głuszy w pobliżu wyspy Vancouver. Punktem kulminacyjnym jest - nie zdradzam za wiele, bo tyle sugeruje opis na okładce - upadek imperium Alkaitisa, który pociągnie za sobą konsekwencje dla wszystkich bohaterów. Ten moment jest chyba najciekawszy i najważniejszy - katastrofa, która z dnia na dzień obraca w niwecz kilka wygodnych, luksusowych żyć, a dla wielu innych stanowi utratę wszystkiego, co w życiu mieli i zapowiedź nędzy. Szczególnie poruszający był dla mnie wątek Leona. Ale drogi bohaterów jeszcze się przetną. Jeśli nie w życiu… to po śmierci.   


Sposób prowadzenia narracji wydaje się bardzo filmowy. Autorka przeskakuje z jednej sceny do drugiej, poruszając się w czasie i przestrzeni, stosując liczne retrospekcje i prowadząc kilka “relacji na żywo” naraz. Niekiedy trudno jest umiejscowić dany moment na osi wydarzeń. Myślę, że “Szklany hotel” to bardzo dobry materiał na film lub serial - zwłaszcza ten drugi, który pozwoliłby na rozwinięcie niektórych wątków, które pozostawiają niedosyt. Opisanie historii tak wielu postaci na przestrzeni kilkudziesięciu lat w jednej powieści to zadanie ryzykowne i karkołomne. Mandel zrobiła to w sposób może nie do końca przekonujący, ale jest to coś nowego i oryginalnego i chociażby z tego powodu warto przeczytać “Szklany hotel”.  


Powieść została przełożona przez Paulinę Braiter, uznaną tłumaczkę z dużym doświadczeniem, dlatego też czytałam ją z pewnym zdziwieniem. W wielu sytuacjach przekład jest dość niespójny – np. sekretarka Alkaitisa zwraca się do córki swojego szefa w tej samej rozmowie najpierw na ty, a później na pani (jeśli już, spodziewałabym się raczej odwrotnej kolejności), podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Paula, który będąc sprzątaczem zwraca się na ty do bogatej, starszej od niego klientki hotelu. Również cytaty z myśli bohaterów są czasem niespójne – np. w trzeciej osobie, mimo użycia cudzysłowu. 


Jak zaklasyfikować powieść Mandel? Nie da się. To powieść eklektyczna, która unika wszelkim definicjom. Mamy tu finansowy thriller, rodzinne problemy, błędy młodości, śledztwo, duchy. Im więcej piszę o “Szklanym hotelu”, tym bardziej go cenię.


AW

Komentarze