Porozmawiaj z pandą



Stało się. Przeczytałam książkę, która jest lekka i optymistyczna, co więcej, całkiem dobrze się bawiłam. Bo wbrew trudnemu tematowi „Mój tata panda” to właśnie ten rodzaj powieści, który daje nam błogie uczucie, że wszystko się ułoży. Niebezpieczny gangster wcale nie jest taki niebezpieczny, wrednego dzieciaka znęcającego się nad słabszymi można łatwo spacyfikować, a zatarg z niebezpiecznym człowiekiem rozwiązuje zwykły przypadek. Mało prawdopodobne? Oczywiście, ale tego właśnie od czasu do czasu potrzebujemy. Przytulić się do pandy i uwierzyć, że będzie dobrze.


Życie Danny’ego staje na głowie. Jego żona ginie w wypadku, jedenastoletni syn, który również w nim uczestniczył, od tragicznego dnia nie wypowiedział ani słowa, a na domiar złego właściciel mieszkania chce ich wyrzucić na bruk. Jakby tego było mało, Danny traci pracę. W przypływie desperacji kupuje kostium pandy i postanawia zostać gwiazdą okolicznego parku. Problem w tym, że nie ma żadnych umiejętności, które przyciągnęłyby publiczność. Ale od czego są ci wszyscy barwni i niezwykli ludzie, których los stawia na jego drodze? 


W biogramie autora czytamy, że „Mojego tatę pandę” napisał po ukończeniu kursu kreatywnego pisania. To bardzo widać w powieści. Fabuła jest skonstruowana według najlepszych założeń pisarskiej sztuki, smutne i melancholijne momenty są równoważone przez ciepły humor i odwrotnie - kiedy zrobi się zbyt wesoło, autor przypomina, że zabawa zabawą, ale problemy same się nie rozwiążą. Są mordercze treningi na drodze do sukcesu niczym w “Rocky’m”, jest iście hollywoodzki finał. Z początku denerwował mnie ten brak realizmu - zbiegi okoliczności, zwroty akcji, ekscentryczne postacie i cięte riposty, później jednak zaczęłam cieszyć się tą powieścią w takiej formie, jakiej jest - jako optymistyczną opowieścią o tym, że wszystko dobrze się skończy.   


AW

Komentarze