"Perfekcyjny świat Miwako Sumidy" Clarissy Goenawan: daleko od perfekcji




Seria z Żurawiem po raz kolejny zabiera nas w podróż do Japonii. Tym razem w towarzystwie singapurskiej autorki pochodzącej z Indonezji. To dość ciekawa i różnorodna mieszanka kulturowa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jej echa widać w powieści – ale o tym za chwilę. „Perfekcyjny świat Miwako Sumidy” czyta się błyskawicznie. Mimo notki na okładce zapowiadającej elegancki język, styl pisania Goenawan jest prosty i przejrzysty. Można to uznać zarówno za wadę, jak i zaletę. Z jednej strony wszystko jest zrozumiałe i łatwe w odbiorze, z drugiej – trudno wskazać jakąś charakterystyczną dla autorki cechę. A jeśli chodzi o warstwę fabularną... Tutaj nie sposób narzekać na niedostatek. 

Po samobójstwie Miwako Sumidy troje bliskich jej ludzi próbuje dociec, co popchnęło ją do tego kroku. Najpierw oglądamy świat oczami zakochanego w niej chłopaka, Ryuseia (jakoś nie mogę przyzwyczaić się do używanej przez tłumaczkę formy „Ryuseiego”), następnie przyjaciółki Chie, wreszcie – starszej siostry chłopaka. Autorka powoli odkrywa przed nami tajemnice, które skrywała dziewczyna, a zarazem, za pomocą licznych retrospekcji, przybliża historie pozostałych bohaterów. Chociaż w cytowanej na okładce recenzji powieść została nazwana minimalistyczną, na mnie robi wrażenie wręcz odwrotne. Na niecałych 300 stronach mamy czworo równorzędnych bohaterów i wszystkie możliwe problemy – ponieważ jest ich czworo, myślę, że nie popsuję aż tak bardzo zabawy wymieniając je – dręczenie przez rówieśników, gwałt, niechciana ciąża, strata rodziców, samobójstwo, wyobcowanie, problemy osoby trans. Do tego mamy jeszcze dołożone wątki paranormalne. Co jak co, ale minimalizmem trudno to nazwać. Zapewne dla niektórych zabrzmi to zachęcająco – chociaż nie ma tu stricte akcji, trudno się nudzić. Mnie jednak to nagromadzenie wątków przytłoczyło. Jest to zresztą wyraźnie nie-japońska cecha – za porównanie niech posłuży wydana w tej samej serii „Stacja Tokio Ueno”, gdzie nie dzieje się praktycznie nic. Dlaczego w ogóle autorka zdecydowała się na osadzenie akcji w Japonii, chociaż wymowa powieści jest w sumie uniwersalna? 

Powieść skojarzyła mi się z „Prawdziwym światem” Natsuo Kirino i „Szukajac Alaski” Johna Greena. Ta pierwsza, mimo konwencji noir, również poruszała tematy problemów młodych ludzi (poza tym postać indywidualistki Terauchi przypominała mi nieco Miwako, a przyjaciółki, która uciekła z Glistą – Chie), jednak jej brutalność i surowość trochę bardziej mnie przekonała. Greenowska Alaska z kolei miała podobną relację z zakochanym w niej Milesem i podobnie jak Miwako za fasadą spokoju (u Alaski: wesołości) skrywała wielki smutek. Alaska o dwóch twarz przekonała mnie jednak bardziej – może dlatego, że Miwako nie poznałam tak dobrze, jak bym chciała. Nie odniosłam też wrażenia, że bohaterkę Goenawan można określić (jak widnieje w opisie na okładce) atrakcyjną i pewną siebie. To raczej ekscentryczna outsiderka, nie zaprzątająca sobie głowy takimi sprawami jak atrakcyjność fizyczna, a jej pewność siebie bardziej niż wysoką pozycja w grupie wyraża się w pogardzie dla towarzyskich konwenansów. 

Czy warto przeczytać „Perfekcyjny świat Miwako Sumidy”? Jasne, chociażby po to, żeby zobaczyć jak wygląda „japońska” powieść napisana przez singapurską autorkę. I żeby spędzić mile dwa, trzy wieczory. Oczywiście słowo „mile” brzmi nieodpowiednio biorąc pod uwagę tematykę, ale powieść wciąga. Szkoda jednak, że autorka nie zdecydowała się okroić nieco liczby wątków, by pozwolić nam trochę lepiej poznać bohaterki i zrozumieć ich motywy.

AW

Komentarze