Piękna forma

„Gorączka złotych rybek” jest dla osób lubiących książki.

Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – ale przecież nie każdy, kto lubi czytać, lubi też książki same w sobie. Jako przedmioty, a nie nośniki treści. Pisząc to co jakiś czas biorę w dłonie tę niewielką książeczkę, podziwiam piękną okładkę, gładzę grzbiet. Estetyczna satysfakcja kontaktu z ładnym przedmiotem jest tu na równi, jeśli nie większa, niż przyjemnosć z lektury. Zastanówmy się więc nad tą rolą książki.

Opowiadanie Kanoko Okamoto liczy sobie zaledwie 60 stron (po odjęciu wstępu). To około dwie godziny czytania, biorąc pod uwagę, że wymaga skupienia i powolnego trawienia treści.

To historia artysty, który poświęca życie w poszukiwaniu ideału. Historia miłości nie do osoby, ale jej wyobrażenia. Mataichi spotyka na swojej drodze prawdziwą kobietę z krwi i kości, z którą zaznaje przyjemności cielesnych, on jednak tęskni za tym, co nieosiągalne, czego nie można dotknąć zmysłami. Przyznam, że nie czytałam klasycznej chińskiej XVII-wiecznej powieści „Sen czerwonego pawilonu”, jednak opozycja między eteryczną, nieludzką Masako, a cielesną i prawdziwą Yoshie przypomina mi dwie wybranki bohatera „Snu” – ulotną, nieosiągalna Lin Daiyu oraz stojącą w opozycji do niej na wskroś realną Xue Baochai. Ideał kontra rzeczywistość, sztuka versus codzienność, fizyczność i duchowość.

Było? Oczywiście, że było, ale co z tego. Było już wszystko.

Nie mogę przestać obracać książki w dłoniach i zastanawiać się: co jakby była wydana w formie elektronicznej? Co jakby była wydana z filmową okładką? Zostałaby odarta z całej zmysłowej przyjemności, jaką odczywamu w kontakcie z nią. Dotyk, wzrok, zapach – to wszystko uruchamia się nie mniej, niż wyobraźnia. Zastanawiam się nad korelacją pomiędzy treścią i formą „Gorączki”. Z jednej strony jest to opowiadanie o pięknie, a ta książka to przedmiot bez wątpienia piękny. Z drugiej – jest to piękno osiągalne, odczuwalne zmysłami. Również przybliżona we wstępie postać autorki była osobą, dla której piękno jest kwestią najważniejszą.

Nasuwa się więc pytanie: czy książki powinny być pięknymi przedmiotami tak jak kiedyś? Czy to treść jest najważniejsza? A może po prostu jak wszystko inne, również książki jako przedmioty dzielą się na te fastfoodowe, z brzydką okładką, paskudną czcionką, rozklejające się w trakcie czytania, poprzez ładne i staranne, aż po małe dzieła sztuki?

Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam, ja jednak, chociaż sama się sobie dziwię, nie żałuję 35 złotych.


AW

Komentarze