Czy lepsze życie jest możliwe? "Ameryka po nordycku" Anu Partanen - recenzja z komentarzem

Chyba wszyscy znamy tę Północ Schrödingera. Z jednej strony wspaniałą krainę zielonych lasów i drewnianych domków nad czystymi jeziorami, świeżego powietrza, dobrobytu, wspaniałej edukacji, równych praw i szczęśliwych ludzi, z drugiej - Szwecję, której już nie ma, bo zamieniła się w kalifat, Norwegię, gdzie niewinnym rodzicom zabiera się dzieci i Finlandię zamieszkaną przez smutnych alkoholików o samobójczych skłonnościach. Jednak wizerunek sielankowy zdecydowanie dominuje i poza małą grupą, która ucieka przed imigrantami i opresyjnym rządem, ludzie raczej do krajów nordyckich emigrują, niż z nich uciekają - i piszą o tym książki, dużo książek.

Anu Partanen z kolei wybrała kierunek przeciwny - przeprowadziła się z Finlandii do Stanów Zjednoczonych. Jej książka nie jest jednak zabawnym zbiorem anegdot o tym, jak odnaleźć się w zupełnie obcym kulturowo kraju, ale popartą uważną obserwacją, analizą i badaniami refleksją na temat tego, który system lepie dba o dobrostan mieszkańców. Dla nas, Polek i Polaków, podejście autorki może się chwilami wydawać naiwne - jak to, studenci nie dostają pieniędzy na utrzymanie od państwa? Płatna służba zdrowia, która i tak wymaga czekania latami na zabieg? Zapadło mi w pamięć zdziwienie Partanen, że Amerykanki zwracają uwagę na zarobki potencjalnych partnerów, a po urodzeniu dziecka szybko wracają do pracy. Dopiero później zorientowała się, że bez wsparcia w postaci mężczyzny ze stabilną pracą kobieta w ciąży ryzykuje utratą pracy i skazana jest na drastyczne pogorszenie warunków życia.

Partanen w ciekawy - i sądzę, że skuteczny - sposób przekonuje, dlaczego nordycki model społeczeństwa się po prostu opłaca. Zamiast "trzeba pomagać innym, którzy są w gorszej sytuacji" mówi bowiem "każdy z nas może w pewnym momencie życia potrzebować pomocy, warto się więc zabezpieczyć". To nie jest znienawidzone w Polsce "wspieranie patologii 500+, której się nie chce pracować" i "kradzież ciężko zarobionych pieniędzy, żeby Karyna mogła pójść na paznokcie", tylko myślenie o sobie i swojej przyszłości: co jeśli przydarzy nam się wypadek? Zachorujemy? Ktoś z naszych bliskich zachoruje i będzie wymagać naszej stałej opieki? W USA zostaniemy z ręką w nocniku, bo uwierzyliśmy, że każdy jest kowalem swojego losu. A jednak wypadki i choroby nie zawsze to respektują.

Jedyne, co mi w książce zgrzytało, to przedstawienie Finlandii jako istnego raju na ziemi. Oczywiście mnie do nordyckich rozwiązań przekonywać nie trzeba, a nielicznie wymieniane przez autorkę zalety amerykańskiego turbokapitalizmu brzmią dla mnie raczej jak żart niż poważny argument, np. to, że Finowie traktują swoją pracę jako źródło zarobku, a Amerykanie jak pasję (na pewno pracownicy Amazona potwierdzą). Mimo to nie jestem w stanie uwierzyć, że kraj działa jak w zegarku, nie ma absolutnie żadnych problemów, a człowiek może żyć bez żadnych trosk wspierany przez państwo praktycznie od urodzenia do śmierci. Ale może tak jest, tylko jeszcze długo nie w Europie Środkowowschodniej.

 

AW

 

Po latach w rozjazdach między Szwecją, Finlandią, i czasem Danią, nie mogę się oprzeć, by nie wrzucić swoich dwunastu groszy. Powinnam dodać, że nordycki system nie jest idealny – że przecież Finowie nie potrafią wyrażać uczuć, w Szwecji rośnie nacjonalizm, Duńczycy to ukryci rasiści, a Islandczycy wciąż wierzą w elfy.

Mogłabym rozwiać trochę nordyckiej magii, pokazać, że to ludzie tacy, jak my. I że mają swoje problemy, swoje bolączki i też nie jest im lekko, chociaż z innych powodów.

Niestety, nie zrobię tego. Prawda bywa bolesna, ale ma to do siebie, że jest prawdą, i dlatego trzeba ją przełknąć – obywatelom krajów nordyckich rzeczywiście bliżej jest do szczęścia, a przynajmniej do komfortu życiowego. Mogłoby się wydawać, że te różnice nie są aż tak wielkie – ot, nie muszą dorabiać sobie w czasie studiów. I mają czystsze powietrze. Wielkie mi rzeczy.

Ale to są wielkie rzeczy. To, że Finowie nie muszą pracować w czasie studiów oznacza, że pracodawcy w sklepach i barach nie mogą liczyć na studencką siłę roboczą. Przekłada się to na lepsze zarobki i prawa pracownicze.

To, że w Szwecji jest doskonała woda i powietrze nie tylko oznacza, że nie trzeba kupować drogiej, butelkowanej mineralnej, ale przekłada się na zdrowie, młody wygląd, elastyczność skóry, dostęp do witaminy D, a w końcu i na długość życia.

To, że w Danii są wysokie dodatki na dzieci i hojne urlopy macierzyńskie oznacza, że kobiety nie są zależne od mężczyzn. Nie tylko nie muszą wybierać partnera biorąc pod uwagę jego stan posiadania, ale mogę też opuścić związki, w których są bite, poniżane, albo po prostu nie czują się traktowane tak, jak powinny.

Tańsze obiady dla studentów to nie są tylko tańsze obiady dla studentów. To wolność wyboru. To wolność popełniania błędów. To wolność ryzykowania i bycia kreatywnym. To wolność wybierania życia takiego, jakie chcemy. Bo nie wisi nad nami perspektywa bezdomności i umierania na bruku, w zapomnieniu.

Rozumiem osoby, które narzekają na 500+. Te osoby po prostu obserwują, jak odbiera im się pieniądze bez poczucia, że coś w zamian za nie otrzymują. Patrzą na dziurawe ulice, na chodniki rozjeżdżane przez samochody, wdychają zatrute powietrze i zastanawiają się, czy ich lata młodości idą na marne?

Rozwiązywanie problemów najbiedniejszych pieniędzmi najbiedniejszych nie jest żadnych rozwiązywaniem problemów. Żeby móc stworzyć w Polsce Nową Skandynawię, potrzebujemy zaufania publicznego. Potrzebujemy poczucia, że wkładamy do magicznego kapelusza chustkę, a wyjmujemy królika. Randomowe rozdawnictwo bez większych planów systemowych to tylko populizm.

Nie chcemy umierać za gospodarkę podczas pandemii. Pora, żebyśmy nie chcieli umierać za nią i poza pandemią – wdychając spaliny, pijąc chlor i wierząc w to, że musimy zapierdalać do utraty sił za miskę ryżu. Chcecie pociechy? Nie ma jej. Statystyki pokazują, że w krajach nordyckich nie jest idealnie. Nigdzie nie jest. Ale Północ kroczy w dobrą stronę.

 

MKS


Komentarze