Dlaczego wciąż kochamy Stephena Kinga?



Mój ulubiony King to King z opowiadań. King krótkiej formy, zamkniętych całostek, dynamicznej akcji i błyskotliwych pomysłów. Może twój ulubiony King to King opasłych tomiszczy, "Bastionu" i serii o Mrocznej Wieży? A może Kinga znasz głównie z filmów - "Lśnienia", "Zielonej Mili" czy "Misery"? Nawet najwięksi malkontenci muszą przyznać, że proza Kinga - czy w formie oryginalnej czy zekranizowanej - płynie w krwi współczesnej popkultury. Dlaczego od tylu dekad King wywołuje w nas tyle emocji, wciąż nas przeraża, mimo, że wiemy już, czego się po nim spodziewać?

    King pisze właściwie zawsze o tym samym - w jego tekstach zawsze pojawia się jakiś pisarz, który ma problemy małżeńskie (a czasem też zmaga się z alkoholizmem), chłodny i piękny krajobraz północnego stanu Maine, postać wyjątkowego dziecka. A jednak jego historie zachowują świeżość. Może jest już po siedemdziesiątce, ale King jest na czasie z nowymi technologiami. Jego bohaterzy korzystają z komórek, guglują i załatwiają sprawy przez internet. W dzisiejszych czasach pisanie książki, w której postaci nie korzystają z facebooka to nieporozumienie. Świat, w którym dwie osoby nie mogą się odnaleźć, bo zgubiły numer telefonu zapisany na skrawku papieru, już nie istnieje i nie jest przekonujący. King to rozumie.

    Proza Kinga doczekała się tak wielu ekranizacji nie tylko dlatego, że jest dobra, ale może przede wszystkim dlatego, że King już od dawna pisze tak, jakby narratyzował scenariusz filmowy. Każda scena, którą opisuje, podlega zasadom konstruowania scen w filmie - albo posuwa akcję do przodu, albo daje nowe informacje na temat postaci. A i postaci w książkach Kinga zbudowane są zawsze z bardzo konkretnych szczegółów - nie są zbiorem tez i stereotypów. King nie korzysta tylko z obrazów (co robi doskonale), ale angażuje wszystkie zmysły czytelnika. Kiedy w ustach bohatera chrzęści ziemia, to i my tę ziemię czujemy. A kiedy jest zmęczony, to i my stajemy się nurzący, bo King doskonale operuje tempem.

    Te "opisowe opisy" odwołują się też do naszych atawistycznych emocji. Czytając, czujemy strach, napięcie i ten cudowny dreszczyk emocji, którego nie zapewnia nam codzienne życie. Nie możemy zareagować inaczej, bo King straszy nas siłami, które są niezmienne i wdrukowane w nasze umysły. Możemy uważać, że zmiana klimatu i neoliberalizm to największe katastrofy, które dotykają ludzkości, ale to siła natury przeraża nas do gołej kości. To nadciągająca wichura, pożar czy fala tsunami, od których nie możemy uciec, wywołują gęsią skórkę na naszych ramionach. King niczego nie wymyśla, on tylko wykorzystuje to, co dobrze znamy i podkręca nasz strach do granic.

    Pierwotny strach to nie jedyny nasz instynkt, który bezczelnie i doskonale wykorzystuje King. To, jak kończą się jego opowiadania rzadko odpowiada szczęśliwym zakończeniom niczym z hollywoodzkich filmów. Sprawiedliwość Kinga to sprawiedliwość starotestamentowa. Ten, kto zawinił, kto jest Zły, dostaje w końcu po tyłku, zostaje ukarany i nikt nie przyjdzie mu z odsieczą. Ten, kto ukarał Zło, nie ponosi żadnych konsekwencji, bo to jemu właśnie kibicujemy. Chcielibyśmy wierzyć w społeczeństwo wyrozumiałe, które potrafi naprawić każdego, w to, że na przemoc nie wolno odpowiadać przemocą, ale uwodzi nas wizja prostego "oko za oko". A nawet "dwoje oczu za oko", tak na wszelki wypadek.

    Współczesne społeczeństwo oferuje nam zresztą pełen wachlarz ideologii do wyboru, ale tą najszerzej promowaną jest materializm. Ten, kto umiera z największą ilością zabawek - wygrywa. Nawet jeżeli wierzymy w Boga, to Raju szukamy raczej na Ziemi. A i ateistów jest wśród nas coraz więcej. Czyż nie kusząca jest wizja istenienia potworów i zjawisk paranormalnych, które pokazują nam, że poza naszą rzeczywistością jest coś więcej? Bo jeżeli istnieje czyste Zło, to istnieje też Dobro, jeżeli istnieje Szatan, to muszą być jakieś dobre duchy na tym świecie. A jeżeli istnieją jakieś duchy, to może nie wszystek umrzemy? Strasząc nas zombiakami, tak naprawdę King pokazuje nam - nie bójcie się śmierci, śmierć to nie koniec.

    Wbrew całej swojej okrutności i mrokowi, King prezentuje nam rzeczywistość wyjątkowo optymistyczną, której trudno się oprzeć. W tej rzeczywistości śmierć nie jest ostateczna, a Zło zostaje ukarane. Jego Maine i Castle Rock to najbardziej międzynarodowe miejsca świata, bo rozgrywają się tam dramaty dotyczące każdego z nas i objawiają się największe, uniwersalne prawdy na temat kondycji ludzkiej. Trudno się dziwić, że od dekad jego książki wodzą nas na pokuszenie.

    A sam nowy zbiór opowiadań? Trzy doskonałe, jedno nużące. Standard.

MKS

Komentarze