Kiedy sięgam po chińską literaturę, a przynajmniej tę wydaną w Polsce, czuję się, jakbym po raz kolejny czytała „Dół” Płatonowa dziejący się w Chinach. To nie zarzut, bo „Dół” jest przecież książką bardzo dobrą. Lektura „Czteroksięgu” Yan Lianke była jednak dla mnie momentem, kiedy to uczucie uderzyło ze zdwojoną siłą.
Obóż reedukacyjny
numer 99 to miejsce dla mnie nowe, a jednocześnie powrót do znanej
rzeczywistości – chociaż może „rzeczywistość” to nieodpowiednie określenie.
Podobnie jak u Adama Bodora, sprawy smutne, przejmujące i tragiczne osnute są
tu powłoką magii. To świat z jednej strony przerażająco realistyczny, z drugiej
zaś opowiedziany jak baśń, mit. Powieść Yan Lianke najeżona jest zresztą
nawiązaniami nie tylko do mitologii chińskiej, ale i Biblii. W świecie obozu 99
czuję się tak jak w Eksplozji („Kroniki Eksplozji” tego samego autora),
Błotnistej Rzece („Włóczędzy” Yiyun Li – chociaż tutaj warstwy reliazmu
magicznego brak), Krainie Wódki (powieść pod tym tytułem autorstwa Mo Yana),
wreszcie w świecie bohaterów „Wytwórcy makaronu” Ma Jiana. Chociaż sposób
przedstawiania świata tych autorów różni się od siebie, tak naprawdę piszą oni
o tym samym: o świecie pełnym absurdu, okrucieństwa, o totalitaryzmie, który
zabija w ludziach człowieczeństwo.
Częstym motywem,
który przewija się w książkach wymienionych autorów, jest kanibalizm, handel
krwią i częściami ciała. To, w połączeniu z absurdalnymi zasadami świata, w
jakim żyją bohaterowie, tworzy obraz nieludzkiego systemu, który niszczy i
ciało, i duszę. By żyć, trzeba oddać część swojego jestestwa: upuścić krwi, odciąć
kawałek ciała. Warto też wspomnieć o postaci pisarza – jednego z głównych bohaterów
„Czteroksiągu”, ale i „Wytwórcy makaronu”. Dlaczego pisarz? Czy to alter ego
autora? Czy czyniąc centralną postacią swoich opowieści autorzy chcą nam
przekazać, co jest ich rolą? Dokumentowanie, opowiadanie, przekazanie światu,
jak było. Spisanie opowieści, by nie została zapomniana.
Trauma. To jest
pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy siegam po kolejną książkę
chińskiego autora. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich – byłoby to spore
uproszczenie, jednak jest coś, co łączy wiele współczesnych pisarek i pisarzy.
Trauma oraz sposób opowiadania o niej – bo bez wątpienia i w polskiej mentalności
obserwujemy przywiązanie, wręcz obsesję, pamięci o wojnie, okupacji, nędzy. To
ciekawe, jak różnie sobie z tą myślą radzimy. Polacy przywiązani są do kultu
męczeństwa, bohaterstwa, dzielnych sanitariuszek i mężnych partyzantów, podczas
gdy Chińczycy zabierają nas w podróż do świata, w którym absurdalna
rzeczywistość totalitaryzmu i wojny sprowadzona jest do przypowieści, mitu,
baśni i groteski. Pozostaje pytanie: dlaczego? Czy to wciąż temat tabu, o
którym w Chinach nie wolno mówić wprost? Czy też Chińczycy po prostu nie są na
to jeszcze gotowi?
Szczerze mówiąc, byłam
bardzo zdziwiona, że ta książka ukazała się w Polsce bez jakiejkolwiek
przedmowy lub posłowia. Jest to po prostu lektura bardzo trudna, wymagająca sporej
wiedzy i umiejętności interpretacji tekstu. Nie żebym uważała, że mi się udało
odczytać ją we właściwy sposób, sądzę jednak, że jako sinolożka posiadam do
tego zdecydowanie więcej narzędzi – mimo to nadal mam wrażenie, że bardzo wiele
mi umyka. Czytelnik, którego wiedza o Chinach jest przeciętna lub wręcz
znikoma, zapewne będzie mieć problem z różnymi nawiązaniami do chinskiej
historii i kultury. Mamy tu przecież i wspomnienie Rewolucji Kulturalnej, i
Wielki Skok, i idącą za nim klęskę głodu. Z drugiej strony jednak, może to
szansa na uniwersalne odczytanie tej powieści? Płatonow jest nam bliski, tak
jak bliskie nam jest doświadczenie totalitaryzmu radzieckiego. System, w którym
żyli Chińczycy, jest równocześnie inny i taki sam. Może jednak więcej nas
łączy, niż dzieli.
AW
Komentarze
Prześlij komentarz